Były takie święta, na które drzwi wejściowe domów „majono” gałęziami z dużą ilością zielonych liści. Średnie pokolenie mieszkańców Grodkowic pamięta jeszcze sobótki palone w drugi dzień Zielonych Świątek w Zaogrodziu (i nie tylko). Tradycyjnie w tym dniu trochę pokropił deszcz, ale wieczorem w różnych częściach wsi unosiły się dymy (czasem te mniej ekologiczne z opon). Dzieci biegały w kierunku „łączek” z zapalonymi pochodniami zrobionymi z resztek brzozowych mioteł, do których wciskano słomę, by się lepiej paliły. W pozbawiony odgłosów jadących samochodów wieczór unosił się dźwięk harmonii p. Mariana....
A tak opisywał ten dzień Jan Świętek w swojej książce:
„..... W całej okolicy nadrabskiej, bliższej i dalszej, zachowuje się dotąd, zwyczaj palenia sobótek po polach zagumnianych w Zielone Świątki. Zabytek ten z czasów pogańskich, ma tu znamię chrześcijańskie; przynajmniej lud tutejszy utrzymuje, że pali sobótki na pamiątkę Zesłania Ducha św., który w postaci ognistych języków unosił się nad Apostołami i dał tym prostym ludziom władzę mówienia językami różnych narodów, którym mieli głosić zasady wiary Chrystusowej. W drugi dzień Zielonych Świątek, gdy pomroka wieczorna się zaczyna, płoną już, silnym płomieniem, ułożone przez parobczaków stosy choiny, gałęzi suchych, słomy, lub też ze słomy urobione bałwany na kształt człowieka z rękami i nogami, przybrane w stare łachy i czapkę, a ustawione jużto na stosie, jużteż na czterech palach wysokich, rzędem o kilkaset kroków na zagumniu. Bałwany takie, mówią, palą na pamiątkę palenia bogów przez pogan przyjmujących wiarę chrześcijańską w chwili jej za-prowadzenia w Polsce. Od płonących stosów i bałwanów, po wrzuceniu w ogień czyli spaleniu zielonej, zapalają chłopcy i dziewczęta wiechy słomy nasadzone na długie żerdzie, a podniósłszy je w górę, pędzą, co sił im starczy, w pola przeważnie koło ziemniaków, krzycząc z całego gardła.....”